Menu
Fotografia

Instagram, a rzeczywistość

Wielokrotnie zdarzyło mi się usłyszeć, że z weną jest jak z dziwką i wciąż się z tym nie zgadzam, bo ta druga, gdy jest opłacona, przynajmniej przychodzi i wywiązuje się z ustalonych warunków. Od kilku dobrych godzin siedzę nad tekstem, do którego przymierzałam się od dwóch dni (tak, też jestem zdziwiona, ale naprawdę tyle to już trwa) i właśnie dlatego postanowiłam pójść w zaparte – dwa akapity w 4 godziny? To chyba nieporozumienie. Zrobiłam w tzw. międzyczasie kilka rund po mieszkaniu, dwa razy wyszłam do sklepu, wypiłam kawę, poszłam na papierosa, na końcu uznałam, że świetną opcją będzie zapamiętanie każdej nierówności na suficie (jako że pęknięć brak) i właśnie wtedy, iPhone’a rozświetliło powiadomienie z fanpage’a na Facebooku – komentarz. Coś mnie tknęło. Postanowiłam, że zmienię kierunek, a planowany wpis poczeka (dwa kolejne dni nie zrobią mu już różnicy), za to ja przynajmniej będę mogła się dzisiaj przespać. A zaczęło się tak…

Przyjaciółka podesłała mi link, który z przymrużeniem oka (a niektórzy z Was mogą już kojarzyć, że jestem mocno zakorzeniona w serwisie z kwadratowymi zdjęciami) puściłam dalej na Facebooku, był to materiał przedstawiający Instagram vs. real life, znajdziecie go tutaj. Generalnie strona zawiera kilka ujęć pokazujących jak „naprawdę” powstają instagramowe zdjęcia, co nierzadko jest komentowane w kontekście jakoby czegoś przykrego. Tylko czy słusznie?

.podrasowana owsianka to ściema?

Kreacja rzeczywistości, czyli chleb powszedni na Instagramie. Jeżeli macie założone konto w tym serwisie, bądź przeglądaliście go kiedyś przez przeglądarkę, to najpewniej niejednokrotnie natrafiliście na dosyć charakterystyczne, czyste i jasne zdjęcia, nierzadko przywodzące na myśl: idealne, najlepiej przez wielkie „I”. Perfekcyjne życie, idealne śniadanie, najlepsza forma podania kawy, niesamowite widoki, zjawiskowe wnętrze, wspaniałe, cudowne, piękne (właśnie włącza mi się tęcza), a w ogóle to czy autorzy tych zdjęć żyją w tej samej rzeczywistości co my? Rozglądamy się po pokoju, widzimy uwalony kubek po kawie, ubrania rozrzucone na krześle, wygniecioną pościel, na której z pewnością nie widać globusa i szyszek (to tak odnośnie tego), a tym bardziej piórek, chociaż nie, coś tam wystaje z poduszki. „Na Instagramie wszystko wygląda piękniej niż w rzeczywistości”, i tu się zgodzę, ale tylko połowicznie, bo… to wciąż ta sama rzeczywistość, tylko jakoś nam to umyka.

.piękna czy brzydka rzeczywistość wciąż pozostaje rzeczywistością

W bokserkach po domu, w wyciągniętym dresie i potarganych włosach – brzmi znajomo? A najlepszy garnitur, elegancka sukienka i to uczucie, że wyglądamy jak milion dolarów, wychodząc na wieczorną imprezę? Obie rzeczywistości są prawdziwe, po prostu czasem staramy się bardziej. Fotografia (bo Instagram to tylko platforma) nauczyła mnie jednej rzeczy – sprawiania, by rzeczywistość była lepsza, przyjemniejsza, piękniejsza. Dlatego moje biurko znajdziecie na ogół w nienagannym stanie, a śniadania są ucztą dla podniebienia, a czasami (jak mi wyjdzie) to i oczu – wiem, że brzmi to nieskromnie, ale postanowiłam wkładać więcej serca i pracy w szczegóły dnia codziennego, ponieważ chcę, by moja rzeczywistość dokładnie tak wyglądała. Chcę napić się z przyjaciółką herbaty, podając do niej makaroniki, chcę przeczytać najnowszy magazyn w towarzystwie pościeli i porannej kawy, a także kupować świeże kwiaty do wazonu, by uatrakcyjnić wnętrze. A że czasem rozwalę przy tym trochę owoców dookoła miseczki – uwielbiam fotografię, kocham robić zdjęcia, podobnie jak oglądać prace innych. Uważam, że powinna ona działać na zmysły – interesować, a nierzadko także inspirować, czasem zachęcić do podjęcia pewnych kroków, ku zmianom na lepsze.

.fotografia ≠ photoshop

Ale żebyśmy mieli jasność – nie mówimy o ingerencji programów graficznych, na przykład poprzez dorysowanie czegoś, czego nie ma, albo usunięcie czegoś, co jest i zostać tam powinno. Efektowna fotografia nie musi oznaczać rzeczy nieistniejących, a brzydka i piękna rzeczywistość to wciąż rzeczywistość.

Czy wobec tego jej świadome upiększanie i uwiecznianie na zdjęciach, może być czymś negatywnym? Czy ktokolwiek kiedykolwiek określił, jak powinna wyglądać rzeczywistość? Ostatecznie to, co mamy za oknem lub za ścianą, nie jest przecież czymś, czego nie możemy próbować zmienić.

Ten tekst powstał, bo link był impulsem, ale już dawno chciałam się z Wami podzielić tą opinią, zwłaszcza, że bywało, iż na Instagramie otrzymywałam głosy mówiące o tym, że na co dzień przecież życie tak nie wygląda. To my decydujemy o naszej rzeczywistości, a już z pewnością o tym, jak wygląda nasza „owsianka”. I dokładnie na tym poziomie powinno się rozpatrywać Instagram ;)

Photo: Creative Commons license (CC0) – unsplash.com

O Autorce

Nazywam się Adrianna i na co dzień znajdziesz mnie na Instagramie, gdzie inspiruję magią codziennych momentów, otulonych aromatem herbaty. Zdjęcia to moja pasja, ale od czasu do czasu lubię też napisać coś dłuższego, a wtedy przychodzę tutaj. Uwielbiam podróże, snowboardowe szusy, chodzenie po górach i swój czerwony motocykl. Jeśli więc szukasz nietuzinkowych miejsc, ładnych zdjęć, ale też wiedzy o fotografii, edycji zdjęć i Instagramie, to mam dla Ciebie dobrą wiadomość - to tu :)

27 komentarzy

  • Podsumowanie września – Odważniej
    30 grudnia, 2016 at 13:07

    […] Instagram vs rzeczywistość. […]

    Odpowiedz
  • aGwer
    26 lipca, 2016 at 14:28

    Bardzo zgadzam się z ostatnim zdaniem! :)

    Odpowiedz
  • Life Designer
    7 czerwca, 2016 at 01:02

    Jakbym słyszała samą siebie! Zupelnie się z Tobą zgadzam, piękne napisane :) Zaraz puszczam dalej w świat!

    Odpowiedz
  • Justyna Skowera | elare
    28 września, 2015 at 20:31

    Dla mnie to wspaniałe, że to właśnie Instagram i fotografia pociąga nas do drobnych zmian w życiu. Spienię mleko i posypę kawę kakao – będzie fajnie wyglądać do zdjęcia, ale też o wiele lepiej smakować i nasycać zmysły estetyczne, nie tylko smakowe. Kilka razy przyrządzenie kawy do zdjęcia sprawia, że dla siebie samej też się staram żeby ładniej wyglądała. I te estetyczne nawyki zostają i są prawdziwą rzeczywistością!

    Odpowiedz
  • Konrad Błaszak - Kondux
    22 września, 2015 at 14:56

    Chciałem o tym napisać, ale zrobiłaś to tak dobrze, że sobie odpuszczam ;)

    Odpowiedz
  • Dagmara Piekutowska
    20 września, 2015 at 05:09

    Fotografia lifestylowa zdecydowanie wpłynęła na moją codzienność. Właściwie na te niewielkie szczegóły, o których wspominasz. Jednym słowem zdecydowanie podniosła jakość mojej rzeczywistości. Nasze zdjęcia są kreacją, stylizacją, która ściśle związana jest z naszym życiem. Często dla innych staje się inspiracją, nośnikiem informacji, sposobem na twórczość. Każde moje zdjęcia robione jest telefonem komórkowym. Obróbka? Rozjaśnienie i dodanie ulubionego filtru. Photoshop? Nigdy.

    Niezwykle ważną umiejętnością jest dostrzeganie tych kadrów z naszej codzienności, które warto zapamiętać. Dbania o te najmniejsze chwile, przyjemności dnia codziennego.

    Odpowiedz
  • Justyna Rolka
    19 września, 2015 at 23:51

    Mam nadzieję,że jak odpalę nowy sprzęt będę mogła uczestniczyć w tej Naszej rzeczywistości. Twoja jest cudowna:)

    Odpowiedz
    • Adrianna Zielińska
      21 września, 2015 at 07:20

      Jestem przekonana, że Twoja również, ostatecznie nie trzeba robić zdjęć, by wyciągnąć na wierzch te małe elementy dnia codziennego, które aż chciałoby się utrwalić na fotografiach :)

      Odpowiedz
  • Świnka
    19 września, 2015 at 22:05

    No i masz absolutną rację bo sami jesteśmy odpowiedzialni za to jak wygląda nasza rzeczywistość. Sama instagrama nie mam a też lubię jak jest ładnie, czysto, elegancko, sama jadam efektowne śniadania i uwielbiam świeże kwiaty, mimo że nie dzielę się tym ze światem. Myślę jednak że samo oglądanie tej pięknej instagramowej codzienności spowodowało wykształcenie u mnie potrzeby tworzenia takiej a nie innej rzeczywistości :)

    Odpowiedz
  • Zuzanna S
    19 września, 2015 at 10:32

    Wydaje mi się, że właśnie instagram pomaga „cieszyć się z małych rzeczy”, docenić je (lub po prostu zauważyć, że są). Oglądamy mnóstwo ładnych, estetycznych zdjęć i też byśmy chcieli takie zrobić, więc szukamy tych szczegółów w naszym otoczeniu, które potwierdzą, że i my mamy co zaprezentować.

    Odpowiedz
  • Michał
    18 września, 2015 at 21:28

    Fajnie jest stać się czyimś natchnieniem :).

    Odpowiedz
  • Harry Lee | Blog
    18 września, 2015 at 18:43

    Dokładnie, poranna owsianka może wyglądać jak papka dla niemowlaków albo jak dzieło sztuki. I obie są prawdziwe i żadna nie jest udawana. Kwestia weny i tego czy się chce czy nie ;) A ci, którzy narzekają, że wszystko na instagramie to fejk to po prostu ludzie niezadowoleni z życia. Mają kolejną wymówkę dlaczego ich życie jest jakie jest.

    Odpowiedz
  • Dagmara Sen
    18 września, 2015 at 16:20

    Tak bardzo w temacie tego, o czym pisałam już kilka razy! To, że chęć zrobienia fajnej fotografii motywuje nas do tego, by zjeść rogaliki z pięknego talerza, jest super. Bo od razu jest nam przyjemniej, a to się przecież bardzo, bardzo liczy. Podobnie jeśli ubieramy świecące różem adidaski i pokazujemy je na insta, gdy biegniemy jak gazele ;) Dlaczego nie – więcej nam się chce, jak czujemy, że fajnie wyglądamy.
    Poza wszystko zależy od tego, jaki wizerunek, jaką drogę chcemy dla siebie obrać. No, bo można publikować codzienność i zabawne wpadki, typu rozbity talerz na upapranej sosem podłodze + śmieszny opis i jest świetnie :) A można tworzyć konto na insta z aranżowanymi kadrami, gdzie jedzenie wygląda jak z filmu i gdzie używamy zawsze najlepszej zastawy – i to też jest równie świetne. Chodzi o pomysł.
    I zgadzam się – warto łąpać piękne kadry, choćby były wycięte z bałaganu, chaosu itd. Zdjęcia cieszą i tak ma być!
    :)
    Ale już zabawne są takie małe oszustwa ;) Np. kiedy pokazujemy „swoje” śniadanie – idealne rogaliki na idealnym talerzu w kwiatki obok idealnej kawki z pianką + podpis typu „today’s breakfast”, a… nie pijamy kawy ani nie jemy rogalików (ale przecież kanapka z szynką nie jest tak reprezentatywna…). Albo o, podjeżdżamy samochodem do parku po to by cyknąć „biegową fotkę”, a biegałyśmy ostatnio dziesięć lat temu na lekcji w-fu (ale przecież w modzie są fit zdjęcia…).

    Odpowiedz
  • Sylwia Pawlak
    18 września, 2015 at 15:46

    Nie powiem nic oryginalnego, bo także się zgadzam. To właśnie dzięki pięknym zdjęciom na blogach i na Instagramie zaczęłam bardziej dbać o to, w jakich warunkach pracuję, częściej niż poprzednio kupuję kwiaty. Tylko porannej owsianki nie chce mi się ładnie układać, wolę ją wymieszać i zjeść, dlatego jej zdjęcia nie pojawiają się u mnie :)

    Odpowiedz
  • Brzeska
    18 września, 2015 at 11:09

    Niby każdy wie, że Instagram zawiera zdjęcia z bardzo dokładnym wyborem kadrów przed udostępnieniem, a jednak coś nam nie gra to z rzeczywistością. A tak naprawdę to to jest właśnie jakaś rzeczywistość – jedni mają biel w mieszkaniu na co dzień, a drudzy przepełnioną nowoczesnymi, ciemnymi barwami w szkle przestrzeń. To jak ją się poda zależy tylko i wyłącznie od podającego. Instagram pokazuje, że codzienne życie również może nieść w sobie swoistą magię dnia codziennego

    Odpowiedz
  • AnuŚka Bąbik-Daniło
    18 września, 2015 at 10:08

    Szczególnie spodobało mi się tam takie zdjęcie, gdzie na stole wciąż jest bałagan, ale nie mieści się w kadrze. Dlatego, że gdy coś piekę, gotuję, często robię zdjęcie od razu, bo wiem, że zaraz może być za późno, szczególnie, gdy Degustator jest w domu;) i faktycznie czasem trzeba nieźle manewrować, żeby brudna miska nie znalazła się na zdjęciu;) ale nie ma w tym nic złego! Ten, kto kiedykolwiek był w studiu fotograficznym, ten wie, że dookoła są lampy, blendy, światłomierze i inne pomocne akcesoria, których na fotografii nie ma, bo nie to jest jej obiektem.

    Odpowiedz
  • Igor Mróz
    18 września, 2015 at 09:51

    Chyba rozważę kupowanie sobie do domu świeżych kwiatów. Ale teraz to już na bank wezmą mnie za geja :(

    Odpowiedz
  • Ewelina Mierzwińska
    18 września, 2015 at 09:40

    Również spotkałam się kilka razy z głosami, że na Instagramie to wszystko takie nienaturalne i tak nie wygląda codzienność. Jednak kto broni komukolwiek, aby tak właśnie wyglądała? Lubię mieć ładne otoczenie do pracy, świetny klimat podczas czytania, radośnie wyglądające śniadanie i świeże kwiaty do towarzystwa. To naprawdę są rzeczy do zrobienia i jak najbardziej do wprowadzenie na co dzień – wystarczy tylko chcieć :)

    Odpowiedz
  • homelikeilike.com
    18 września, 2015 at 08:22

    Bardzo mi się podoba to, co napisałaś! Odkąd zajmuję się blogiem i ilustrowaniem tego, co piszę, zdjęciami, odkąd bawię się Instagramem, zauważyłam, że nauczyłam się cieszyć kadrami. Kiedyś stawałam przed moimi codziennymi widokami i patrzyłam na nie w szerokiej perspektywie. Efektem tego było zawsze niezadowolenie i frustracja: to źle, to jeszcze nie zrobione, to trzeba poprawić. Ufff, tyle jeszcze do zrobienia. Teraz skupiłam się na kadrze i mam z tego masę satysfakcji i drobnych przyjemności, takich jak te drobne kadry. Utrwalam je i myślę sobie: jak ładnie, jak fajnie, jak miło!
    Po drugie, i o tym też napisałaś, na mnie te „lukrowane” obrazki działają motywująco. Tak! Tak jak i Ty, chcę mieć w domu kwiaty w wazonie, ładne przedmioty, estetycznie podane jedzenie. Odkrywam ich piękno, cieszę się nimi, nie trzymam ich za szybką albo w szafce.

    Odpowiedz
    • Adrianna Zielińska
      18 września, 2015 at 12:31

      Wciąż walczę z podejściem „za szybką, na lepsze czasy, na wyjątkową okazję”, ilekroć tylko zaglądam do domu rodzinnego. Nie trzeba mieć specjalnej okazji, by sprawiać sobie radość i wywoływać uśmiech na twarzy poprzez małe detale dnia codziennego. Nie potrzeba święta, by sprawiać, aby każdy dzień był wyjątkowy na swój, nawet drobny sposób, począwszy od wspólnego obiadu wraz z rodziną, przy pięknie nakrytym stole, przez sukienkę, która wcale nie musi czekać na zjazd rodzinny, czasem wystarczy wieczorny spacer z druga połówką, randka albo wyjście do teatru :) Do tego nie trzeba wieść życia jak celebryta.

      Odpowiedz
  • Ania Abakercja
    18 września, 2015 at 07:59

    moim zdaniem to dobrze, kiedy do zdjęcia się uczeszemy i zgarniemy okruszki ze stołu. nie zrobienie tego, to niechlujstwo a nie autentyczność ;) w zdjęciach o to chodzi, żeby były ładne. chyba, że mają jakiś inny cel i przekaz. jeżeli nie, powinny przynajmniej być ładne. nie chciałabym przeglądać instagrama pełnego niechlujnych, zaśmieconych wnętrz. chyba nie o to chodzi. sama mam instagram, więc wiem doskonale co nie weszło w kard mojego pięknego zdjęcia i bardzo dobrze, że nie weszło ;)

    Odpowiedz
    • Adrianna Zielińska
      18 września, 2015 at 12:24

      A o ileż lepiej, gdy to niechlujstwo zanika w naszym otoczeniu również i bez robienia zdjęć :)

      Odpowiedz
  • Ania Legenza
    18 września, 2015 at 07:34

    Absolutnie się z Tobą zgadzam! To my kreujemy rzeczywistość w okół nas i tylko od nas zależy czy ta codzienna owsianka będzie wyglądała jak ze zdjęcia. Właśnie za to kocham Instagram, bo dzięki niemu takie ładne kadry stały się moją rzeczywistością, nawet gdy ich na Instagramie nie pokazuję. Zresztą nawet robiąc zdjęcia do rodzinnego albumu też wszyscy poprawiają fryzury, makijaże czy pozują, żeby korzystniej wyglądać ;)

    Odpowiedz
    • Ewelina Mierzwińska
      18 września, 2015 at 09:38

      Dokładnie tak! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby kadry z insta stały się naszą codziennością – u mnie również zmieniło się otoczenie, codzienne rytuały, posiłki, bo to naprawdę wyjątkowo fajnie otaczać się ładnymi rzeczami. Nawet jeśli nie będą sfotografowane :)

      Odpowiedz
    • Adrianna Zielińska
      18 września, 2015 at 12:23

      Instagram to również wspaniałe narzędzie dla blogerów kulinarnych :) O ileż chętniej sięgamy po przepisy opatrzone przyciągającym wzrok zdjęciem – potrawa jest? Jest. Ułożona ładnie? Zgadza się. Smak ten sam? Nie inaczej i to wciąż to samo danie, po prostu z ładniejszą oprawą, niż w barze mlecznym, co w żaden sposób nie odejmuje autentyczności – kwestia włożonej pracy. I czasem można machnąć ręką na zdjęcie, bo o ile przyjemniej zasiąść wspólnie do pięknie nakrytego stołu, aniżeli wciągnąć coś na szybko wprost z garnka – „po co się wysilać”. Nic dziwnego, że są później tak rozbieżne spojrzenia.

      Odpowiedz

Zostaw komentarz