Menu
Podróże / Polska

Weekend z historią: Dni Twierdzy Kłodzkiej

Wyrzuć mnie z samochodu w środku nocy w dowolnej części miasta, daj mi minutę, a powiem Ci gdzie jestem i jak mogę wrócić. Powinnam była zostać taksówkarzem.

Od urodzenia mieszkam we Wrocławiu, ale w ciągu ostatnich kilku lat przeprowadzałam się w zasadzie do każdej części tego pięknego miasta. I tak, przez to niefortunnie znam zdecydowaną większość kawiarni, restauracji i bistro znajdujących się w zasięgu centrum, o pubach już nawet nie wspominając (zadzwoń, jeżeli potrzebujesz przewodnika ;)). Wrocław choć urokliwy – jest dość mały. I to głównie z powodu nudy, uciekam stąd tak często, jak to tylko możliwe. Więc… długi weekend w stolicy Dolnego Śląska? Nie tym razem.

Skoro Wrocław jest „mały” to po kiego uciekam do jeszcze mniejszych miast? Bo zawsze to coś innego, względnie nowego, nawet, jeżeli mówimy o Kłodzku, w którym to właśnie spędziłam miniony długi weekend. Zachęceni dwa tygodnie temu plakatami o „Dniach Twierdzy Kłodzkiej” ruszyliśmy ochoczo w czwartkowe popołudnie w stronę Kotliny. Niestety najwyraźniej wiele osób myślało podobnie do nas, bo korki na trasie naprawdę potrafiły zniszczyć człowieka.

Na miejscu z kolei, jak na złość rzecz jasna, pogoda nie dopisała, przez co cały piątek i sobotę ukrywaliśmy się pod parasolem. Trochę nas przez to ominęło, no bo jaka przyjemność z kina pod deszczową chmurką (żeby nie dodać: wietrzną, ale w odniesieniu do chmurki trochę mi się to kłóci)? Rycerski jarmark i giełda staroci zawierały więcej wody niż potencjalnych łupów, a moja ulubiona kłodzka lodziarnia była… zamknięta (przyznaję, to akurat ciężko zniosłam). Za to już podczas rekonstrukcji bitwy o Twierdzę Kłodzką, matka natura oszczędziła tych wytrwałych pasjonatów, wśród których znaleźli się zarówno Polacy jak i Czesi, a którzy zawitali do Kłodzka właśnie po to, by odegrać swoje role we wspomnianym widowisku. I szczerze – naprawdę warto było to zobaczyć. Odkryłam jednak, że huk armat i strzelb najwyraźniej mi nie służy, bo zniosłam hałas znacznie gorzej, niż obecne tam 5-latki, czego nie omieszkał mi wypomnieć M. – jak zawsze na posterunku.

(aby powiększyć, kliknij w obrazek)

Nie ma jednak tego złego – wspólne gotowanie, wieczorne oglądanie filmów w towarzystwie rumu i kubełka lodów, potrafiło w 100% zrekompensować wszelkie wcześniejsze niedogodności. Jakie to proste.

O Autorce

Uwielbiam podróże, snowboardowe szusy, chodzenie po górach i swój czerwony motocykl. Na co dzień znajdziesz mnie na Instagramie, gdzie realizuję jeszcze jedną pasję - fotografię. Mam szczególną słabość do czarnej kawy, białego wina, zimy i żelków o smaku mango. Założyłam tego bloga, bo lubię odkrywać nowe miejsca, tak samo jak dzielić się pozytywnymi rzeczami #keepitsimple.

2 komentarze

  • Alicja
    12 kwietnia, 2016 at 06:18

    Nigdy w Kłodzku nie byłam, ale jako osoba ciekawa świata, na pewno to nadrobię :) Koniecznie wtedy, gdy odbywa się rekonstrukcja tej bitwy! Byłam na pdobnej imrezie, tyle, że to była celebracja Bitwy Wyrskiej. Bo do Wyr mam 15 minut drogi (jestem ze Śląska, na który zapraszam) :)

    Odpowiedz
  • Weronika Kołacz
    18 lutego, 2015 at 12:09

    Trafiłam na Twojego bloga z innego bloga, na którego trafiłam przez instagrama. Wchodzę w jedną z pierwszych losowych notek, a tutaj napisane o moim pięknym rodzinnym mieście w którym się wychowałam i mieszkałam 19 lat, po czym uciekłam do Wrocławia :D

    Rekonstrukcja bitwy o twierdze to event, który słyszałam siedząc w domu więc bardzo dobrze wiem o co chodzi z hałasem stojąc zaraz „przy bitwie” :D

    Pozdrawiam i zostaję tu na dłużej :)
    http://weronikakolacz.blogspot.com

    Odpowiedz

Zostaw komentarz