Jeszcze w trakcie trwania mojej poprzedniej wizyty w Barcelonie, między innymi za sprawą nieodpartego uroku tego miasta, ale i także wspaniałej przewodniczki, od razu wiedziałam, że jak najszybciej będę chciała tam wrócić. Niestety z powodu wielu komplikacji, termin mojego kolejnego wyjazdu nieustannie się odwleka i to już od dobrych czterech miesięcy, dlatego gdy kilka dni temu nadarzyła się okazja do ponownego spotkania z barcelońską blogerką, od razu wiedziałam, że nie ma się nad czym zastanawiać. Jedyna informacja, której potrzebowałam do podjęcia decyzji, to czy zdążymy usiąść, by spokojnie napić się kawy i udało się – to, a nawet znacznie więcej. Od idealnego śniadania w Charlotte, przez wizytę u Paula na największych francuskich makaronikach, za którymi wprost przepadam, przez zakupy w The Odder Side, a kończąc w niesamowicie inspirującym miejscu, czyli w butiku Charlotte Rouge. Rozmowa przy kawie – o blogowaniu z Dagmarą z bloga Woman at window.
.śniadanie w Menorze
11:00 rano, kolejka w Charlotte przy placu Grzybowskim aż do samych drzwi – wszyscy czekają na stolik i nie ma w tym nic dziwnego, bo śniadania w tym lokalu są prawdziwą ucztą dla oczu i podniebienia. Przyznam szczerze (a co mi tam!), że gdybym mogła, to pewnie zjadłabym cały serwowany słoik tamtejszej białej czekolady, ale na szczęście zdarza mi się czasem polegać na resztach zdrowego rozsądku i wyważonego umiaru, a tym samym zadowolić się dwoma łyżkami, co i tak na francuskim pieczywie, niemalże zakrawa o cukrzycę na miejscu.
A.: Co tak właściwie było u Ciebie tym ostatecznym impulsem, z powodu którego założyłaś bloga?
Dagmara: Wiesz, ja w ogóle nie przywiązuję wagi do postanowień noworocznych, ale zupełnie inaczej jest w kwestii listy, którą tworzę w dniu urodzin. To taka birthday bucket list, zawierająca tyle wyzwań, ile akurat kończę lat. Zaczęłam regularnie czytać blogi będąc jeszcze na wolontariacie w Hiszpanii i to mniej więcej wtedy pojawił się pomysł na założenie własnego miejsca w sieci.
(kliknij w obrazek, aby powiększyć i wyostrzyć zdjęcie)
.z wizytą u Paula
Tuż obok Ladurée, Paul stanowi jedną z moich ulubionych cukierni w Paryżu, to właśnie tam po raz pierwszy spróbowałam słynnych makaroników. Pamiętam, że przez kilka wcześniejszych dni spoglądałam tylko sceptycznie na te dziwne, kolorowe krążki, jako że pojawiały się niemalże na każdym kroku, ale ich cena wydawała mi się absurdalnie wysoka, w odniesieniu do rozmiaru tych słodkości. Niemniej jednak ostatniego dnia naszej pierwszej wizyty w Paryżu, powiedziałam do M.: nie wyjadę, dopóki ich nie spróbuję. I wiecie co? Jak na złość nigdzie nie mogliśmy znaleźć żadnej cukierni! Dopiero na les Champs Élysées, zmierzając już w kierunku lotniska, natrafiliśmy na Paula, który w swojej ofercie posiadał wyłącznie makaroniki pakowane po 10 sztuk lub w wersji… małych gigantów. Makaronikowa kanapka na deser? OK, wchodzę w to! I tak zaczęła się moja płomienna miłość do tych bezowych ciasteczek przekładanych słodkim kremem. Dlatego też, gdy dowiedziałam się, że Paul w końcu zawitał do Polski – radościom mym nie było końca. No dobrze, przesadziłam, bo gdy dotarło do mnie, że poprzestali wyłącznie na lokalu w Warszawie, szybko zapomniałam o ich istnieniu, na szczęście do czasu! Dagmara z makaronikami ma podobnie jak ja, dlatego połączenie pistacji z kieliszkiem wina, zabrało nam dobrą godzinę.
A.: Co do tej pory okazało się być dla Ciebie największym wyzwaniem, jeżeli chodzi o blogowanie?
Dagmara: Wszystko! (śmiech) A taka jedna rzecz… na pewno wykreowanie własnego wizerunku, dojście do tego punktu, w którym wiem, jaką ścieżką chcę podążać. Teoretycznie od początku wiedziałam jaki styl mi się podoba, ale kompletnie nie potrafiłam go zobrazować. Długo błądziłam, choć absolutnie wiedziałam, jaką mam wizję. Z tym pokrywają się między innymi wszystkie zdjęcia, które zachowałam na Pintereście w ramach inspiracji. Miałam jedynie zarys formy i nie do końca wiedziałam, jak nadać jej ten ostateczny kształt. Co więcej – nie miałam pojęcia jak to spersonalizować. Bardzo trudno jest powtarzać tendencje, nadając im przy tym zupełnie nowy, niepowtarzalny kształt. Nie ukrywajmy, że większość blogów pokrywa się szablonami, a często też stylem, zwłaszcza, gdy trzymają się one trendów zagranicznych. Nadanie temu indywidualnego kształtu to chyba była najtrudniejsza rzecz, z jaką rzeczywiście przyszło mi się zmierzyć. No i oczywiście tematy, budowanie społeczności, robienie dobrych zdjęć, pracowanie 5 godzin, kiedy nie chce ci się nic, oprócz oglądania seriali… (śmiech).
.znikające godziny w The Odder Side
Pomimo doskonałej znajomości marki i wcześniejszych zamówień online, to była nasza pierwsza osobista wizyta w tym miejscu. Przepadłyśmy tam na dobrą godzinę, bo oprócz przestrzeni, w której zaprezentowana była cała kolekcja The Odder Side, tuż obok znajdowała się pracownia, która stanowiła wprost idealne miejsce do zrobienia kilku zdjęć i zaczerpnięcia niemałej dawki inspiracji. Swoją decyzję co do ostatecznych zakupów zmieniałam chyba z dziesięć razy, ale w końcu zdecydowałam się na klasykę – czarny i biały t-shirt z bardzo głębokim V-neck. Odkąd mam ten model w wersji melanżowej, należy on do moich ulubionych rzeczy. Minął już prawie rok, a kompletnie nic złego się z nim nie dzieje! W międzyczasie kupiłam kilka koszulek w sieciówkach, przy czym większość z nich nie przeszła próby… roku. To tylko pomogło mi w podjęciu ostatecznej decyzji o całkowitej zmianie podejścia do uzupełniania garderoby.
A.: Co tak naprawdę dało Ci blogowanie?
Dagmara: Ukształtowało mnie. Pozwoliło wyjść ze strefy komfortu. Mogłabym wymieniać w nieskończoność umiejętności, które nabyłam i rzeczy, których się nauczyłam – o SEO, o studiowaniu mody, o prognozowaniu trendów, marketingu, czy fotografii lifestylowej. To jednak niewiele w porównaniu ze znajomościami, które zawarłam za sprawą bloga. Nic nie jest w stanie ocenić wartości tych wszystkich wspólnie spędzonych chwil.
(kliknij w obrazek, aby powiększyć i wyostrzyć zdjęcie)
… oraz w Charlotte Rouge
Projekty Charlotte Rouge zauroczyły mnie w chwili, gdy założycielka marki, Natalia Kontraktewicz zaprezentowała przepiękny film promujący nową kolekcję, w którym wystąpiły Cajmel i Jestem Kasia. Przepadłam wtedy bezpowrotnie, jednak do ostatecznego zakupu przekonała mnie Dagmara, która poświęciła marce osobny wpis na swoim blogu. Od tamtej pory naprawdę trudno mi się wraca do tradycyjnych staników, dlatego powoli przestaję nawet próbować.
A.: Co jest zatem dla Ciebie tą największą wartością wynikającą z pisania bloga?
Dagmara: Za sprawą bloga miałam okazję poznać siebie. Odważyć się zbudować swoją przyszłość w sposób, o którym zawsze marzyłam. Możliwe, że w ciągu tego roku osiągnęłam znacznie więcej niż w ciągu ostatnich kilku lat.
Nie szczędź czasu, żeby być szczęśliwym. — Phil Bosmans
(kliknij w obrazek, aby powiększyć i wyostrzyć zdjęcie)
Ten dzień pozostawił po sobie całe mnóstwo pozytywnych wibracji i jeszcze lepszych wspomnień. W dodatku moją 5-godzinną podróż powrotną znacząco przyspieszyła przemiła dziewczyna, którą poznałam w autokarze. Naprawdę rzadko mi się zdarza zaangażować w takim stopniu w rozmowę z zupełnie obcą osobą, ale dziwnym trafem przegadałyśmy całą drogę, co było kolejnym miłym doświadczeniem. Zaczynam naprawdę myśleć, że pozytywne myślenie przyciąga w większości same dobre rzeczy.
A.: A gdybyś to dziś zakładała bloga, mając już dotychczasowy bagaż doświadczeń, to co zrobiłabyś inaczej niż rok temu?
Dagmara: Wszystko! (śmiech) Oczywiście żartuję, ale w pewnym stopniu kilka rzeczy bym zmieniła. Nie ukrywam też, że wielokrotnie chciałam napisać swojego bloga od samego początku. Na pierwsze posty, wpisy, czy zdjęcia, na ogół nie jestem w stanie nawet spojrzeć. Tyle, że to właśnie te błędy nauczyły mnie najwięcej. Teraz wiem jednak, że nie warto umniejszać swojej pracy, warto za to kreować nowe tendencje i kierować się własnym instynktem.
I właśnie z powodu takich spotkań, wiem, że decyzja o założeniu bloga była jedną z najlepszych, jaką kiedykolwiek podjęłam. A jeżeli jesteście ciekawi relacji Dagmary z tego dnia, koniecznie zajrzyjcie tutaj. I prawie bym zapomniała – moje drogie Panie, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! :)
25 komentarzy
Bogusia Probierz
21 marca, 2016 at 12:40Świetna forma wywiadu :) Bardzo przyjemnie się czyta. A dla śniadania w Charlotte zrobiłabym wiele w tym momencie! Ja chyba jestem na etapie szukania stylu :D nic co zrobię mi się nie podoba. Ale mam nadzieję, że tak jak Dagmara za jakiś czas będę zerkała na moje prace i będę miała podobne odczucia, że czegoś się jednak dzięki nim nauczyłam.
Cudownie, że tak utrzymujecie kontakt :)
Dagmara Piekutowska
14 marca, 2016 at 13:57Jeszcze raz wspomnę, że był to dla mnie niesamowity zaszczyt!
Jeszcze tylko tydzień! ;)
Kinga Bartkowiak
13 marca, 2016 at 19:45Fantastyczna relacja i bardzo dobry wywiad z Dagmarą, którą zresztą szczerze uwielbiam. Podziwiam ją za to, jaki wypracowała styl i mam nadzieję, że sama też kiedyś dojdę do swojej wizji blogowania.
simply lifetime
13 marca, 2016 at 19:29jak to przyjemnie posiedzieć z Wami na wirtualnym śniadaniu w Warszawie i posłuchać, co u Was słychać. to niesamowite, że jedynie za pomocą sieci można poznać ludzi tak bliskich naszemu sercu, których prawdopodobnie nigdy w naszym życiu byśmy nie spotkali. życzę Wam więcej takich spotkań, ale i mam nadzieję, że i nam uda się kiedyś wypić wspólną kawę! :)
Adrianna Zielińska
17 marca, 2016 at 14:02Tylko na to czekam! :)
innezycie
12 marca, 2016 at 00:12Świetna relacja :) Ja co prawda za Charlotte nie przepadam, ale kiedyś też miałam na nich fazę, tyle, że na placu zbawiciela :)
Do Odder Side muszę się wybrać, bo wygląda to pięknie! A wiesz, że neon Lace u Natalki (która jest moją dobrą znajomą) robił Radek, o którym pisaliśmy reportaż :) Świat jest mały :)
Adrianna Zielińska
12 marca, 2016 at 16:46Aż od razu poleciałam do Waszego archiwum i właśnie mam w zakładkach pootwierane strony i profile Radka. Kawał wspaniałej pracy!
Część Mnie
11 marca, 2016 at 16:53Baaardzo przyjemnie czytało mi się ten wpis! Świetna sprawa, jeśli chodzi o spotkania dwóch blogerek i przygotowanie tak lekkiego „wywiadu” :) Do t-shirtów The Odder Side przymierzam się dłuższy czas, czas przestać i zdecydować się na coś konkretnego! Tak samo mam z makaronikami… Nie rozumiem ich fenomenu, ale coś czuję, że kiedy spróbuję… przepadnę na wieki! :)
Adrianna Zielińska
12 marca, 2016 at 16:44Mam nadzieję, że gdy już skusisz się na coś z The Odder Side, to będziesz naprawdę zadowolona :) Ja doceniłam ich markę po upływie kilku miesięcy, gdy oprócz oryginalnych krojów, dostałam przede wszystkim wysoką jakość, trwałość i pewność, że to nie były zmarnowane pieniądze :)
Angelika / a dreamer's life
10 marca, 2016 at 11:44Regularnie zagladam zarowno do Ciebie jak i do Dagmary, wiec jest to dla mnie nie lada gratka choc na chwile przeniesc sie z Wami do Warszawy, wypic kieliszek wina i zjesc makaroniki w Paulu. Podoba mi sie rowniez forma tego wpisu – wywiad, opowiesc, spacer po przepieknych wnetrzach.
Brawo dziewczyny! Wasze blogi sa dla mnie niekonczacym sie zrodlem inspiracji i motywacji.
Adrianna Zielińska
10 marca, 2016 at 18:15Pięknie Ci dziękuję za te słowa Angeliko :) Mam nadzieję, że uda nam się (prędzej, niż później) zorganizować jakieś wspólne spotkanie. Londyn albo może jakaś konferencja dla blogerów w Polsce? :)
Świnka
10 marca, 2016 at 09:49Super! <3
AnuŚka Bąbik-Daniło
10 marca, 2016 at 08:56JAk miło znów „zobaczyć Was” razem! :) Miałyście zatem piękny dzień w swoim wspólnym klimacie. Wszystkiego najlepszego również :)
Magdalena Mizera
9 marca, 2016 at 17:16tyle zdążyłyście zrobić i zobaczyć w tak krótkim czasie!
zgadzam się z Dagmarą – największą wartością jaką przyniosło mi blogowanie są poznani ludzie. tyle znajomości, spotkań, wydarzeń się z tego wywiązało.. :) Internet jest pełen inspirujących ludzi, trzeba tylko wiedzieć gdzie ich szukać!
pozdrawiam Was obie ciepło!
Simplife.pl | Natalia Knopek
9 marca, 2016 at 12:16fajnie zobaczyć Was razem, a przynajmniej Wasz ręce ;)
joule
8 marca, 2016 at 22:35Wszystkiego dobrego również dla Ciebie!
Widać, że najadłyście się i nagadałyście za kolejny szmat czasu ;)
Daj znać, kiedy chcesz umówić się na blogowe pogaduchy we Wrocławiu przy herbatokawie w jakimś ładnym miejscu ;)
Adrianna Zielińska
10 marca, 2016 at 18:11W takim razie jesteśmy w kontakcie! :)
Justyna Rolka
8 marca, 2016 at 21:37Wszystkiego najlepszego! Uwielbiam Ciebie i Dagmarę:)
Aromadisiac
8 marca, 2016 at 21:10Najlepszego i dla Ciebie :)
Bardzo przyjemny post, słowa Dagmary trafiają do serduszka, a ślinka aż cieknie na widok takich słodyczy! Odwiedziłyście dokładnie te miejsca, na które ja już zacieram łapki przy okazji kolejnej wycieczki do stolicy!
Adrianna Zielińska
10 marca, 2016 at 18:10Bardzo, bardzo gorąco polecam te miejsca – wszystkie! I liczę na to, że spotkamy się kiedyś w większym gronie :)
Aromadisiac
10 marca, 2016 at 23:10też mam taką nadzieję :) !
Kasia Mıstaçoğlu
8 marca, 2016 at 21:03pięknie i inspirująco! chętnie wybrałabym się na taki babski spacer i blogowe pogaduchy :) i Twoje zdjęcia, jak zawsze cudne! :):)
Adrianna Zielińska
10 marca, 2016 at 18:09Naprawdę mam nadzieję, że nadarzy się taka okazja! Wybierasz się może na jakąś konferencję w tym roku? :)
Kasia Mıstaçoğlu
10 marca, 2016 at 18:19jasne, zgłosiłam się już na Poznań – zobaczymy :) Będę próbować również SEE blogers itp :) skoro jestem w Polsce – chcę korzystać :) a poza tym planujemy wizytę we Wro, no ale to z Fabem ;)
Adrianna Zielińska
10 marca, 2016 at 18:32Zupełnie zapomniałam o Blog Conference Poznań :o Aż zerknę jak mam wtedy zjazdy na uczelni.