Menu
Australia / Podróże

Szukając kangurów

Żyje ich tam dwa razy więcej niż ludzi, potrafią skakać na wysokość nawet 3 metrów, a ich prędkość dochodzi do 60 km/h, oprócz tego świetnie radzą sobie w wodzie. Narodowy symbol Australii stał się jednak niemałym wyzwaniem dla Australijczyków.

.pierwsze spotkanie

Pierwsze kangury zobaczyliśmy dopiero szóstego dnia. Było już po zmroku gdy na dobre opuściliśmy granice Sydney. Jechaliśmy leśną, mało uczęszczaną drogą szukając kempingu, który według mapy powinien być gdzieś niedaleko. Minęliśmy wrak spalonego samochodu, aż dojechaliśmy do niezidentyfikowanej barykady. Po polu namiotowym nie było nawet śladu, a kadr trochę przypominał nam scenę z tandetnego horroru, choć wcale nie było nam wtedy do śmiechu, zważywszy na budzące wątpliwości okoliczności przyrody. Wiecie, to był etap, w którym ciągle jeszcze rozglądaliśmy się za czyhającymi na nasze życie pająkami, wężami i aligatorami. Ale to właśnie tam po raz pierwszy zobaczyliśmy dwa stojące przy drodze kangury. Były trochę jak kameleony z tą swoją szaroburą sierścią na tle ziemi w takim samym kolorze. Nic dziwnego, że sieją zamęt na drogach – z daleka wcale ich nie widać.

Zobacz zdjęcie: kangury przy drogach

.góra kościuszki

Staraliśmy się nie podróżować po zmroku. Za dnia kangury ukrywają się w cieniu, jednak gdy tylko zbliża się zachód słońca, zaczynają zajmować stanowiska na poboczach dróg, a wtedy warto zdjąć nogę z gazu. Dwa dni później, opuszczając Thredbo, trzymaliśmy się Alpine Way, 121-kilometrowej górskiej drogi, która poprowadziła nas przez setki zakrętów na wysokości 1580 m n.p.m., co jak na Australię było całkiem niezłym wynikiem. W pewnym momencie, pomiędzy kempingami Tom Groggin i Dogman Hut, odbiliśmy w bok, szukając chwili odpoczynku w Rest Area, którą mieliśmy nadzieję tam znaleźć.

Lokalizacja miejsca

Naszą uwagę przykuła para emu, a chwilę później trzy chowające się w cieniu drzewa kangury, nie zastanawiając się więc długo, pojechaliśmy dalej, docierając do szerokiej polany zajmowanej przez dziesiątki szaroburych torbaczy. Spędziliśmy tam ponad godzinę, obserwując, fotografując i karmiąc dzikie zwierzęta. Nieopodal był kemping, więc prawdopodobnie dlatego nie uciekały, przyzwyczajone już do obecności człowieka.

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

.w drodze

Od czasu do czasu zobaczycie je przy drodze, innym razem w cieniu drzewa na odległej polanie, spotkacie je w rezerwatach, a gdy dopisze Wam szczęście, zahaczycie o kemping, który będzie naturalnym środowiskiem dla tych stworzeń. My trafiliśmy zupełnie przypadkiem na Princetown Camping Reserve. Zmierzaliśmy zobaczyć The Twelve Apostles, zależało nam więc, aby znaleźć w miarę blisko jakieś pole i rozbić się jeszcze przed zachodem słońca. Wyjątkowo wszystko poszło zgodnie z planem, a z samego rana czekała na nas niespodzianka. Otworzyłam namiot tuż przed świtem, pomiędzy nami, a łazienką było ogromne pole, które w tamtej chwili zajmowały dziesiątki kangurów. Pech chciał, że gdzieś obok zaszczekał pies, to był ułamek sekundy, gdy wszystkie rzuciły się do ucieczki, robiąc hałas niczym stado galopujących koni. Widok był niezapomniany, niestety zbyt krótki, abym nawet pomyślała o tym, żeby chwycić za aparat.

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

.gorge wildlife park

Jedną z niespodzianek, jaką przygotował Jacob’s Creek dla uczestników Our Table, był wyjazd do Gorge Wildlife Park, niewielkiego rezerwatu, w którym można było zbliżyć się nieco do zwierząt zamieszkujących Australię. W ten właśnie sposób udało nam się potrzymać na rękach koalę, czy pogłaskać kangury, wśród nich znalazła się także biała odmiana albino, nigdy wcześniej nie widziałam ich nawet na zdjęciach. Wizyta w parku była zdecydowanie jednym z piękniejszych wspomnień, jakie przywiozłam ze sobą z powrotem.

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

Szukając kangurów

.symbol australii

Uroku odmówić im z pewnością nie można, jednak biorąc pod uwagę ich liczebność (prawie 50 milionów, czyli dwa razy więcej niż ludzi), a także fakt, że Australia to w 80% pustynia i terenów zielonych jest jak na lekarstwo, to stanowią realne wyzwanie dla mieszkańców kontynentu. Kangury żywią się wyłącznie roślinami, przez co nierzadko niszczą pola i uprawy, a także pozbawiają pożywienia innych zwierząt. Dla hodowców bydła problem jest podwójny, gdyż brakuje łąk do wypasu, co realnie wpływa na przemysł. Szarobure torbacze powodują też wiele wypadków na drogach, wyskakując prosto pod koła, co po zmroku jest bardzo niebezpieczne dla obu stron. Jednak mimo to pozostają dumnym symbolem Australii i kupicie je w każdym sklepie z pamiątkami, będą na koszulkach, torbach, czapkach, dostępne także jako maskotki, a słynny znak drogowy z ich wizerunkiem na zawsze będzie kojarzył się tylko z jednym miejscem na świecie.

O Autorce

Nazywam się Adrianna i na co dzień znajdziesz mnie na Instagramie, gdzie inspiruję magią codziennych momentów, otulonych aromatem herbaty. Zdjęcia to moja pasja, ale od czasu do czasu lubię też napisać coś dłuższego, a wtedy przychodzę tutaj. Uwielbiam podróże, snowboardowe szusy, chodzenie po górach i swój czerwony motocykl. Jeśli więc szukasz nietuzinkowych miejsc, ładnych zdjęć, ale też wiedzy o fotografii, edycji zdjęć i Instagramie, to mam dla Ciebie dobrą wiadomość - to tu :)

Brak komentarzy

    Zostaw komentarz