Góra Kościuszki mierzy 2228 m n.p.m. i jest najwyższym punktem na kontynencie. Australijski szczyt, nazwany przez Strzeleckiego w 1840 roku imieniem Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej, jest trzecim tak ogromnym upamiętnieniem Kościuszki na świecie. Zdobycie jej było jednym z obowiązkowych punktów naszej wyprawy.
Była końcówka lata, gdy wybraliśmy się do Parku Narodowego Kościuszki położonego w stanie Nowa Południowa Walia. Zanim jeszcze przylecieliśmy do Australii, wiedzieliśmy, że wejście na szczyt będzie jednym z najważniejszych punktów naszej podróży. Należąca do Korony Ziemi (według listy Dicka Bassa), Góra Kościuszki położona jest w malowniczych Górach Śnieżnych w paśmie Alp Australijskich. Już sam dojazd stanowi niemałą atrakcję, gdyż do Thredbo, naszej bazy wypadowej, prowadzi Alpine Way, 121-kilometrowa górska droga pełna zakrętów, której towarzyszą widoki zapierające dech. Niestety nie pomogę w kwestii dojazdu innym środkiem transportu, niż samochodem, jako że właśnie w ten sposób tam dotarliśmy. Wjazd do Parku na jeden dzień kosztował około 15-17$ (AUD).
.droga na szczyt
W zależności od tego ile macie siły i czasu, możecie wybrać dwie drogi wejścia. Nasz punkt startu zaczyna się w Thredbo, malowniczym, górskim miasteczku, którego zwiedzenie pieszo zajmie Wam może z godzinę. Znajdziecie tam kilka przytulnych knajp i sklepików, a także liczne hotele. Zimą stanowi idealną bazę wypadową na snowboard czy narty.
Droga na szczyt wiedzie trasą z miasteczka, od Was jednak zależy, czy podejmiecie trekking od samego dołu (1365 m n.p.m.), czy dopiero nieco wyżej, dostając się wyciągiem do punktu leżącego na wysokości 1930 m n.p.m. (wyciąg tam i z powrotem to koszt prawie 40 AUD!).
→ Valley Terminal, trasa do przejścia: 21 km*
→ Kosciuszko Express Terminal & Eagles Nest Mountain Hut, trasa do przejścia: 13 km*
*liczone łącznie w dwie strony
Idąc od samego dołu trasa wiedzie głównie przez las, droga nie jest trudna i wynosi 4 km, a kończy się w punkcie, w którym wszyscy wysiadają z kolejki, tuż przy restauracji Eagles Nest Mountain Hut, z przepięknym, panoramicznym widokiem (serwują tam świetne naleśniki!). Dalej zostaje już tylko niewiele ponad 6 km na szczyt. Z wyjątkiem kilku podejść, trasa jest lekka i naprawdę przyjemna. Szlak prowadzi początkowo po wybrukowanej ścieżce, aby po kilkuset metrach zmienić się w metalową platformę, aż w końcu w żwir. Zaopatrzcie się w dużo wody i koniecznie weźcie coś na głowę. My wchodziliśmy z końcówką lata, czyli w ostatnich dniach lutego, wczesnym rankiem temperatura na dole wynosiła 10°C, wyżej zrobiło się cieplej (bo i godzina była późniejsza), jednak wciąż na coś z długim rękawem. Problemem było słońce, które tego dnia przez 90% czasu ukrywało się za chmurami, a mimo to zeszliśmy spaleni na twarzach, także uważajcie.
Widoki, przypominające trochę kadry z Władcy Pierścieni, dosłownie zapierają dech. Jestem przekonana, że zimą jest tam równie pięknie, ale letnia odsłona Góry Kościuszki ukazuje nam przepiękną, górską roślinność, tysiące białych kamieni, pasma gór i niewielkie zbiorniki wodne. To zupełnie inny wymiar Australii, który, jeśli tylko będziecie mieli okazję, koniecznie wpiszcie na swoją listę miejsc do zobaczenia podczas podróży po antypodach.
PS A jeśli potrzebujecie lepszej wizualizacji, poniżej podrzucam Wam 30 sekundowe video z wejścia na szczyt :)
2 komentarze
Szukając kangurów
10 kwietnia, 2018 at 15:17[…] stanowiska na poboczach dróg, a wtedy warto zdjąć nogę z gazu. Dwa dni później, opuszczając Thredbo, trzymaliśmy się Alpine Way, 121-kilometrowej górskiej drogi, która poprowadziła nas przez […]
Aleksandra
3 kwietnia, 2018 at 19:03Ale widoki! To powoduje, że ciągnie mnie do Australii jeszcze bardziej ;)