Od wyjątkowo skomplikowanej spirali zdążyło mi się już zakręcić w głowie, przez co widok rosnącej w oczach ściany płaczu znacząco pogarszał moje już i tak nie najlepsze samopoczucie. Jak dobrze, że rano nic nie zjadłam!
Jutro mija rok, od mojego pierwszego skoku na bungee. Z tej okazji (jak i ukłucia lekkiego żalu, gdyż w tym roku nie udało mi się zrealizować czegoś równie pokręconego) powstaje ten wpis.
.maj, 2013 – mój pierwszy raz na 220 metrach
Na południu Szwajcarii, przeszło 1100 km od domu, przywitała nas piękna i dzika Valle Verzasca. Wybraliśmy się w to miejsce tylko z jednego powodu – by pierwszy raz skoczyć na bungee. Uznaliśmy, że skoro robimy już coś tak niecodziennego, warto zorganizować to z fajerwerkami. Szybko przekuliśmy zamysł w konkretny plan, co poskutkowało tym, że ubiegłoroczną majówkę spędziliśmy na trasie: Niemcy, Austria, Liechtenstein, Szwajcaria, Włochy i ponownie Szwajcaria. Aż żal byłoby nie wyskoczyć do Mediolanu, będąc niemalże obok! To właśnie wtedy po raz po raz pierwszy zakochałam się we Włoszech. Co pobłądzone to nasze… ale faktem pozostaje, że chociażby dla samych widoków, warto było w taką podróż się wybrać.
Czy mogliśmy skoczyć w Polsce? Tak, bo ofert było całkiem sporo, ale wybraliśmy trzeci co do wysokości punkt na świecie – tamę Verzasca w Valle Verzasca w południowej Szwajcarii; wysokość: 220m, miejsce, w którym kręcono kadry do filmu Goldeneye z Jamsem Bondem – jej niebotyczne rozmiary zrobiły na nas piorunujące wrażenie!
.co warto wiedzieć planując skok na bungee?
Czyli: co, jak, gdzie i za ile z perspektywy Valle Verzasca
.#1 rezerwacja miejsca
W przypadku Valle Verzasca, miejsce można zarezerwować wcześniej, poprzez zakupienie biletów online, drogą e-mailową, bądź telefonicznie. Wcześniejsze zgłoszenie nie jest konieczne, jednak korzystne, jako że w grupach powyżej 3 osób zaczynają się zniżki. To, co dało się natomiast zaobserwować na miejscu, to fakt, że wiele osób podjęło spontaniczną decyzję, będąc tam jako tzw. gapie. Reasumując, bez rezerwacji również skoczymy.
.#2 czy każdy może skoczyć na bungee?
Należy mieć ukończone 10 lat (tak, też się zdziwiłam), z kolei osoby powyżej 65. roku życia winny posiadać pozwolenie wydane przez lekarza. Formalności: na wstępie otrzymujemy obowiązkową do wypełnienia ankietę, w której to m.in. oświadczamy, iż nie cierpimy na żadne schorzenia, jak i nie chorujemy w sposób, który byłby przeciwwskazaniem do skoku. Ach, zapomniałabym – oczywiście w przypadku gdyby coś poszło nie tak – to „nasza” wina, a firma nie ponosi odpowiedzialności – skaczemy na własne ryzyko, jak stanowi dokument. Po podpisaniu – ruszamy dalej.
(kliknij w obrazek, aby powiększyć)
.#3 czas na ważenie
Minimalna waga to 45 kg, maksymalna 115 kg. Ważenie odbywa się w ubraniu, więc liczy się wszystko, co mamy na sobie, łącznie z butami, no, chyba, że skaczemy boso (co akurat będzie miało miejsce, jeżeli obsługa uzna, że buty są zbyt luźne lub nieodpowiednie do skoku – warto wybrać się w mocno wiązanym obuwiu sportowym).
.#4 odpuście sobie śniadanie
… lub jakikolwiek inny posiłek przed. Naprawdę.
.#5 jak to się robi?
Na miejscu, dosłownie tuż przed skokiem, bierzemy udział w indywidualnym, krótkim szkoleniu. Instruktor demonstruje symulację skoku, zakłada uprząż, tłumaczy poszczególne mechanizmy i wprowadza w tajniki drogi powrotnej na górę (dokładniej chodzi o przypięcie się do haka, gdy jesteśmy już na dole, z głową w dół, do haka który to ma za zadanie wciągnąć nas na platformę). Na koniec jeszcze kilka sygnałów informacyjnych i można ustawić się w kolejce (!) do skoku. Tak, gdy byliśmy na miejscu przez około 2 godziny, naliczyliśmy co najmniej kilkanaście osób, które zdecydowało się na podjęcie ryzyka, więc trzeba było odczekać swoje.
Source: it.wikipedia.org
.#6 „a co, jeśli nie skoczę?”
Cóż… mamy na to minutę. 60 sekund, czy rzucić się w przepaść, czy nie. To za dużo czasu. Brzmi brutalnie, ale prawda jest taka, że stojąc na tej maleńkiej półeczce wielkości nieco większej niż nasze własne stopy, nie możemy się wahać. Im dłużej czekamy, tym mniejsza szansa, że skoczymy. Organizatorzy dają nam czas 60 sekund na podjęcie decyzji. Po upływie minuty, zdejmują daną osobę z platformy i niestety… wpłata przepada.
.#7 a ile to kosztuje?
I tu zaczyna się robić mniej przyjemnie. Koszt takiego skoku to 210€* dla osób od 20 roku życia włącznie. Jeżeli macie dopiero 19 lat lub mniej albo jesteście studentami (obowiązkowa legitymacja), zapłacicie 160€*.
*ceny aktualne na dzień 4.05.2013 r.
(kliknij w obrazek, aby powiększyć)
.#8 dodatkowe atrakcje
Można wykupić opcję nakręcenia filmu (koszt to bodajże 50€) lub wykonania przez organizatorów kilku zdjęć. Jeżeli skoczycie raz, to za kolejny, ale koniecznie tego samego dnia, zapłacicie już tylko 100€. Po udanym skoku otrzymujemy certyfikat potwierdzający ten jakże bondowski wyczyn, otrzymując dodatkowo… kawałek liny do bungee. Oczywiście nie tej, do której byliśmy przypięci ;) Osobiście bardzo się cieszę, że zobaczyłam ten fragment dopiero po skoku.
.#9 skutki uboczne
Przyznam się – nie zdjęłam łańcuszka, który noszę na szyi, co było bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony, bo w czasie skoku zaplątał mi się pod szelkami, nacinając w kilku miejscach skórę. Na domiar złego, z powodu gwałtownej zmiany ciśnienia, po kilku godzinach uwidoczniły się pęknięte naczynka w oczach. W ciągu doby krwista czerwień zajęła praktycznie całe białko oka. Stan ten utrzymał się prawie miesiąc czasu, jednakże odkąd zaczęłam używać kropli przepisanych przez okulistę – gojenie się znacząco przyspieszyło. To uczucie, gdy wpadasz do mamy w odwiedziny na kawę i słyszysz: załóż okulary, bo nie mogę na Ciebie patrzeć – bezcenne.
Celowo nie opisuję swoich wrażeń, bo nie znajduję słów, które w odpowiedni sposób opisałyby to, jak się wtedy czułam – stan, w którym się znalazłam, wchodząc na półeczkę z narysowanymi stópkami, moment, gdy jeden z instruktorów zapytał mnie, czy chcę, aby odliczał, a drugi, w tym samym momencie właśnie skończył to robić, chwila, w której wyłączyłam świadomość, tuż po ostatniej myśli, którą zapamiętałam jako: ale jak to, po prostu skoczyć? Bez niczego? Był krzyk i dalej już tylko spadanie, całkowity bezwład ciała.
Cover photo (source): it.wikipedia.org/wiki/Valle_Verzasca
15 komentarzy
Dagmara
28 kwietnia, 2017 at 21:28Gratuluję i życzę powodzenia we wszystkich skokach ! :)
Łukasz
15 czerwca, 2016 at 14:49Byl juz skok z dzwigu, za 3 dni bedziemy tam w drodze na Euro, mam nadzieje że odważe sie skoczyc ;)
Angelika Andrzejewska
20 maja, 2016 at 08:28dziękuję Ci za takie świetne, przydatne informacje! bungee to moje marzenie, niedługo będzie spełnione – mam nadzieję :)
Adrianna Zielińska
20 maja, 2016 at 13:30Trzymam kciuki! Koniecznie daj znać, gdy już je zrealizujesz :)
Alicja
11 kwietnia, 2016 at 21:24Niesamowite :)
Kiedyś chcę tego doświadczyć, lecz na razie chyba bym stchórzyła :P
Droga zabawa, ale chyba warto – można sobie pewnie uświadomić co to znaczy życie :P
Mateusz
13 sierpnia, 2015 at 19:44Skoczyłem wczoraj, rewelacyjne uczucie. Polecam każdemu takie przeżycie. Na pewno to powtórzę!
Igor Mróz
27 czerwca, 2015 at 12:04Ożeszku!!!! Skakalem jak mialem 20 lat (czyli wieki temu) z dźwigu i balem sie STRASZNIE, ale to co widze… przechodzi ludzkie pojecie. Mysle, ze… tez chce, ale… nie wiem czy dalbym rade…. OMFG OMFG, ogladam ten filmik 18 ty raz i… no nie wiem czy dalbtm rade :D
Adrianna Zielińska
27 czerwca, 2015 at 19:42Jeżeli już raz skoczyłeś, to drugi raz nie skoczysz, no come on! ;) A tak zupełnie poważnie – przeżycie niesamowite, zabawa świetna a widoki piękne! Swoją drogą, w Ameryce Południowej, jeżeli dobrze pamiętam, można skoczyć do wnętrza aktywnego wulkanu, oczywiście na linie z helikoptera :) To tak jakbyś kiedyś szukał większych wrażeń. A skoro aż te 18 razy katowałeś się kiepską jakością Instagramu, to podrzucam nieco dłuższą wersję: https://www.alabasterfox.pl/?p=3757 :D
Igor Mróz
28 czerwca, 2015 at 09:03O, super! To od razu pytanie: taka jest technika, jak tam skakalas? Bo mnie kazali stanac na brzegu i sie „przegiać” w przepasc, a Ty tam jakby „zeszlas”. Najbardziej niszcza mnie te bounce’y ktore robisz gora dol, mysle, ze bym…. mial problem z zoladkiem. W kazdym razie – wyladowalo u mnie w ToDo
Adrianna Zielińska
30 czerwca, 2015 at 12:24Niektórzy odwracali się tyłem, inni postanowili skoczyć z odbicia, niektórzy praktykowali pozycje wzorowane na motylach, cóż – a ja po prostu nie ogarnęłam co się dzieje – nie polecam tej techniki ;)
Igor Mróz
30 czerwca, 2015 at 12:56zapisane!
Jagodowa Małpka
23 czerwca, 2015 at 16:19W Polsce można skończyć dużo taniej ale z dźwigu i nie z takiej wysokości. W Krakowie kosztuje to 130 zł/osobę. Ja bym się nigdy nie zdecydowała ale mój chłopak chce bardzo tylko na razie obawiamy się, że problemy zdrowotne mu na to nie pozwalają.
Adrianna Zielińska
27 czerwca, 2015 at 19:43Najlepiej skonsultować to z lekarzem, wtedy będziecie wiedzieli na pewno, czy zdrowie nie będzie stanowiło przeciwwskazania, w takich przypadkach nie warto ryzykować komplikacjami :)
Ola
12 marca, 2015 at 10:50Mam totalny lęk wysokości, nie ma opcji, nie dałabym rady. Gratuluję odwagi :)
ania
17 grudnia, 2014 at 03:29na bungee nigdy nie skakalam, dostalabym chyba zawalu, ale za to bylam rok temu na zipline i na koncu mozna bylo jeszcze skorzystac z czegos co nazwali „tarzan swing”, w sumie takie male bungee… :) na poczatku nie chcialam, ale pozniej mysle „raz kozie smierc, przeciez moge juz nie miec okazji” :) nie bylo to wysokie, jakies trzecie piętro w bloku? chyba nawet nie. tak czy siak weszłam po drabince, panowie mnie poprzypinali, otworzyli drzwiczki, spojrzałam w dół, zakręciło mi się w głowie i… już się huśtałam na lince. Lotu nie pamiętam, totalnie mi wymyło tą chwilę z pamięci, podstępny strach.