Planowaliśmy wypad w góry, a wyszedł mały road trip po Polsce, który trwa już od prawie 2 tygodni, a który ostatecznie, z małą przerwą pomiędzy, zakończy się dopiero 5 sierpnia. Dzisiaj zabiorę Was w Tatry, gdzie razem pójdziemy na Morskie Oko i Czarny Staw, a z Mateuszem wyślę Was na Rysy, w sumie pokonując 30 kilometrów. Jesteście gotowi? :)
Przygotowując materiały do tego tekstu, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie opublikowałam dla Was żadnego wpisu z gór, a przecież spędziliśmy tam niemalże całą ubiegłą zimę. Ogromna szkoda, bo tyle pięknych zdjęć zalega mi na dysku. Uprzedzę Was jednak, że nie jestem żadnym górskim freakiem, a moje teksty nigdy nie będą specjalistyczne, tego możecie być pewni. Ja po prostu lubię po tych górach chodzić i zależy mi, aby pokazać Wam, co pięknego możecie znaleźć wchodząc wyżej. Nasz letni road trip po Polsce zaczęliśmy w Kłodzku. Stamtąd wyruszyliśmy w kierunku Zakopanego, aby przez kolejne dni wędrować pięknymi, górskimi szlakami.
.morskie oko mountain expedition
„Uwaga! Dzisiaj w Morskim Oku po zmroku będzie ciemno”, głosił zimowy komunikat w Schronisku. Wszystko zaczęło się od tego, że niedawno, już po raz kolejny, znalazła się na Morskim Oku grupa turystów, których zastała noc. Spanikowani, wzywali oczywiście TOPR, a jak wiemy, ratownicy interweniują tylko w sytuacjach, w których są poszkodowani. Ostatecznie niedzielnym turystom pomogła policja, która jechała za nimi przez całą drogę, oświetlając trasę. Uściślijmy jednak – do Morskiego Oka prowadzi 9 km asfaltu (zimą pokryty śniegiem, ale wciąż stanowi szeroką na kilka metrów, prostą drogę). Turyści tłumaczyli, że zastała ich noc, a dorożki konne już nie kursowały. Ręce człowiekowi opadają. Wybierając się na Morskie Oko załóżcie, że potrzebujecie min. 5 godzin (po 2 godziny w jedną i w drugą stronę, normalnym krokiem, oraz jakąś godzinę w schronisku).
Wskazówki techniczne
Do bazy wypadowej dojedziecie samochodem (im później, tym trudniej o miejsce parkingowe, ale z samego rana, około 7:00 – 8:00, załapiecie się jeszcze bez problemu; koszt to 25 zł za dzień) albo busem z Zakopanego. Wybierając się na Morskie Oko latem, pamiętajcie o zabraniu wygodnego, przystosowanego obuwia. Przed Wami 18 km pieszo po twardej nawierzchni. Warto też pomyśleć o tym, czego chcemy od samego miejsca. Różnica między 9 rano, a 12 jest kolosalna (zreszta, sami możecie zobaczyć, rozwijając belkę poniżej). W samym schronisku natomiast zjecie ciepły posiłek, odpoczniecie, a jeżeli będziecie potrzebowali to nawet złapiecie WiFi (w dolinach bardzo trudno o jakikolwiek zasięg, o internecie nie wspominając). Pamiętajcie jednak, że 1,5l butelka wody to absolutne minimum na osobę! Nie oszczędzajcie miejsca w plecakach. Na miejscu bez trudu obejdziecie całe jezioro, wybierając się na godzinną przechadzkę. Stamtąd możecie też ruszyć np. na Czarny Staw, co zrobiliśmy i my.
.czarny staw pod rysami
To było miejsce, w którym nasza rozdzielona ekipa miała się na powrót połączyć. Męska część poszła od strony Słowackiej, zdobywając Rysy, najwyższy szczyt w Tatrach po polskiej stronie, my natomiast szłyśmy od strony Morskiego Oka. Oba punkty wypadowe łączył wspólny cel: Czarny Staw, najdalej wysunięte na południe jezioro w Polsce. I choć różnica wzniesień między Morskim Okiem i Czarnym Stawem wynosiła zaledwie 188 metrów, to trasa była raczej pionowa i wiodła przez coś na kształt schodów ułożonych z kamiennych bloków. Niestety mało wygodne i nie poleca się wchodzenia tam w sandałach, czy klapkach, jak to niektórzy sobie wymyślili. Samo jezioro w najgłębszym miejscu sięga 76 metrów i jest 4. co do głębokości, jeziorem w Polsce. Z kolei tuż nad taflą zobaczycie piękne ściany Kazalnicy, wysokie na 576 metrów. Niesamowity widok. Z tego miejsca wypadałoby przenieść się do początku tego dnia, jednak tu zostawię Was już Mateuszowi, on przeprowadzi Was dalej przez Rysy.
.rysy nie dla każdego
… przynajmniej od polskiej strony. Dlatego uznaliśmy, że pobudka o 3:30 będzie doskonałym pomysłem. Czekała nas tylko przejażdżka na Słowację, która miała zająć półtorej godziny i podejście pod Rysy. Ostatecznie Mazda dała radę w godzinę i już przed 5 rano mogliśmy wejść do lasu, w którym zaczynał się szlak. Powoli robiło się jasno, więc spacer był bardzo przyjemny i mało górski, jedynie co jakiś czas przypominały o sobie Tatry, wychylając zza drzew swoimi ogromnymi ścianami skał. Po godzinie marszu przypomnieliśmy sobie, po co tak naprawdę tam jesteśmy. Szlak odbijał w lewo tuż przy „stacji załadunkowej”, w której każdy, pewny siebie podróżny, mógł zapracować na darmową kawę lub herbatę w schronisku, poprzez wniesienie dodatkowych 10 czy 15 kilogramów ziemniaków lub innego zaopatrzenia potrzebnego na górze do obsługi turystów. Naturalnie doszliśmy do wniosku „następnym razem” i ruszyliśmy dalej przez kosodrzewinę, w stronę skał.
Dopiero tutaj tak naprawdę można zobaczyć jak piękny jest słowacki szlak na Rysy; ciągnie się kamiennymi ścieżkami obok niewielkich, polodowcowych jezior, a wczesnym porankiem słońce wychodzące zza gór, powoli oświetla otaczające nas szczyty. Gdzieniegdzie widać jeszcze leżący śnieg. Taka trasa zaprowadziła nas wprost do schroniska, które wita swoich podróżnych bramą buddyjskich flag i różnymi zabawnymi elementami, takimi jak rower przywiązany do słupa czy zakaz wejścia w szpilkach. Od schroniska zaczyna się prawdziwe podejście pod Rysy.
.droga na szczyt
Szlak przecina tylko jedna, niewielka i okrutnie śliska, śnieżna czapa, przy której trzeba bardzo uważać. Utrata równowagi w tym miejscu oznacza zjazd parędziesiąt metrów niżej po lodzie, wprost na skały. Z tego powodu mieliśmy w plecakach dodatkowe dwa kilogramy w postaci czekana i raków. Tym razem co prawda nie były nam potrzebne, ale w ubiegłym roku, w lipcu, podobno można było tutaj lepić bałwany… Kilkadziesiąt metrów dalej wychodzimy już do miejsca, w którym góry „załamują się” i widać cały pejzaż polskiej strony Tatr, od tego punktu trasa ciągnie się szerokimi zakosami, a podejście staje się coraz to bardziej strome, aby zaraz przed szczytem zmusić do użycia rąk i pseudo wspinaczki. Na sam szczyt, wraz z kilkoma osobami, dotarliśmy chwilę po 8 rano. To właśnie tutaj, za cały wysiłek włożony w podejście, góry odwdzięczają się chwilą pięknych widoków. Po lewej widać słowacki Krywań, po prawej Gerlach, a przed nami Morskie Oko i Czarny Staw, jednak niemal 1000 metrów poniżej.
.to dopiero połowa zabawy
Zejście ze szczytu po polskiej stronie dało nam najbardziej w kość i wywołuje chyba najwięcej rozterek. Niemalże cały czas idzie się po łańcuchach, a sama trasa jest bardzo stroma. Z naszej perspektywy świetna zabawa, jednak dla wielu takie zejście może być mocno problematyczne. Łatwo można się poślizgnąć, czy stracić równowagę, a w towarzystwie ściany gór, niektórzy mogą czuć się do tego mało komfortowo. Chyba właśnie z tego powodu, schodząc, równie dobrze mogliśmy przewiesić sobie przez szyję tabliczkę z symbolem informacji turystycznej, bo każdy chciał wiedzieć, czy daleko jeszcze i czy na górze leży śnieg.
Mijaliśmy różnych ludzi, oddział wojska, przygotowanych turystów, nawet takich w zaawansowanym wieku, ale również osoby, które zaczynały swoje podejście bardzo późno lub ze złamaną ręką (doceniam zapał, ale przypominam o łańcuchach!). Reasumując – Rysy nie są dla każdego, ale każdy powinien wejść na górę będąc w Tatrach. Oczywiście zacząć wcześnie, w dobrych butach i spokojnie przeć do góry. Wejście od Słowacji wydaje się być nieco przyjemniejsze i zejść można również tą samą stroną, a wtedy prawie da się uniknąć łańcuchów ;)
Chodziliście kiedyś po Tatrach? Jakie są Wasze ulubione szlaki? :)
11 komentarzy
mura
18 września, 2020 at 11:12byłam raz w Zakopanem i było dla mnie nieco za tłoczno i gwarno, choć krokusy, zdjęcie z misiem i Morskie Oko zaliczone :) w tym roku wybrałam noclegi w Murzasichlu z dala od centrum, licząc na ciszę i spokój, a na szlak zawsze można podejść, w końcu o to chodzi w wędrówkach ;)
stlowoizdrowo
18 lipca, 2018 at 13:03Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam nad morskim okiem… muszę to nadrobić, bo zdjęcia są piękne!
Karolina
14 lipca, 2018 at 23:31Kilka razy byłam nad Morskim Okiem i zawsze marzyłam o tym by pójść dalej- nad Czarny Staw, jednak zawsze okazywało się,że coś stoi na przeszkodzie, a to późna pora, uporczywa ulewa lub niechęć towarzyszy podróży (dla niektórych już sam spacer nad Morskie wydawał się niestety katorgą). Wierzę jednak,że kiedyś się uda i zobaczę Morskie Oko z tej szczególnej, innej perspektywy :) Do górołazów też nie należę, ale lubię długie spokojne szlaki, dlatego najczęściej wychodzimy ze znajomymi na Kasprowy Wierch którymś z trzech popularnych szlaków, a później schodzimy na Halę Gąsienicową, odwiedzając przy okazji Czarny Staw Gąsienicowy i Schronisko Murowaniec, a później, wieczorem wracamy spokojnie Doliną Jaworzynki do Kuźnic. Zdecydowanie na chwilę obecną to mój ulubiony szlak, chociaż jeszcze wiele miejsc przede mną, więc to się może jeszcze zmienić :)
Alabasterfox
15 lipca, 2018 at 14:13Hala Gąsienicowa skradła moje serce, nawet o tej porze roku :) Ty nie dotarłaś nad Czarny Staw pod Rysami, a ja z kolei nie dotarłam nad Czarny Staw Gąsienicowy ;) Na szczęście wszystko można nadrobić :)
Karolina
22 lipca, 2018 at 22:53Dokładnie! A zatem, oby nam obu nie zabrakło ku temu okazji! ;)
Laskosko
14 lipca, 2018 at 23:14Te zdjęcia są tak piękne, że najchętniej przetransportowałabym się w Tatry już teraz. Kocham ten czas kiedy świat się jeszcze nie obudził, ja mogę podziwiać wspaniałe widoki – natura jest wtedy wyłącznie moja. To musiała być wspaniała przygoda; wstać o 3:30, o 5 już maszerować pełną parą… Zainspirowałaś mnie do odwiedzenia tego miejsca po raz kolejny i do odkrycia go na nowo. Strasznie Ci za to dziękuję.
I powtórzę jeszcze raz – w s p a n i a ł e zdjęcia.
Pozdrawiam!
https://laskosko1.blogspot.com/
Alabasterfox
15 lipca, 2018 at 14:06A warto! Więc gdy tylko znajdziesz trochę wolnego czasu, nawet się nie zastanawiaj :)
PS Szalenie mi miło i dziękuję za tak ciepłe słowa :)
Paulina
14 lipca, 2018 at 17:16Ja najwięcej chodziłam za czasów szkoły. Zawsze co roku na kolonie jeździłam w góry. Najczęściej w Tatry. Bylam od polskiej i słowackiej strony. Należałam do grup, które zawsze chodziły dłuższą, alternatywną trasą. Z Morskiego Oka fajnie się szło Doliną Pięciu Stawów.
Do tego stopnia lubimy góry, że jak córka miała rok wybraliśmy się do Zakopanego. W zwiazku ze słabą kondycją wybraliśmy się do Doliny Chochołowskiej. Zaliczyliśmy Ornak, a największą atrakcją było przejście przez jaskinie z córką w nosidle na plecach. Super wspominam. Teraz planujemy jechac w tym roku zaraz po porodzie 😉
Alabasterfox
15 lipca, 2018 at 14:05Trzymam kciuki za realizację planów, to cudownie, że zabraliście małą w takim wieku, pokazując jej góry już od najmłodszych lat :) Mam nadzieję, że połknie bakcyla ;) A co do Doliny Chochołowskiej – ależ marzy mi się ona w okresie wiosennym, gdy kwitną kwiaty :)
Beata Kobiela
14 lipca, 2018 at 15:28Kocham Tatry. Bardzo dużo chodziłam z rodzicami będąc dzieckiem – tak dzieckiem :) praktycznie wszystkie miejsca w jakich byłam obeszłam do 15 r.ż., póżniej problemy zdrowotne moich rodziców nie pozwalały na dalsze chodzenie w góry. :( Bardzo za nimi tęsknię. Mam nadzieję, że uda mi się namówić M. i wybierzemy się w jakiś wrzesień :) Najbardziej tęsknie za dolinami… nigdy nie zapomnę widoki doliny Chochołowskiej pełnej krokusów 😍Dziękuję za wspaniałe zdjęcia, przypomniały mi bardzo szczęśliwe chwile :)
Alabasterfox
15 lipca, 2018 at 14:03Och! Widziałaś Chochołowską pełną krokusów? Zazdroszczę bardzo! Niesamowicie chciałabym wstrzelić się w te kilka dni, gdy akurat kwitną. Niestety zdjęcia zamieszczone w internecie skutecznie ostudzają mój zapał – tłumy turystów w kolejce i masowe niszczenie kwiatów :(