Australia była 26. odwiedzonym przeze mnie krajem. Okazja do wyjazdu nadarzyła się niespodziewanie, a mimo to zobaczyliśmy więcej, niż mogłam sobie wymarzyć, z kolei sama podróż była jedną z najpiękniejszych, jakie przyszło mi przeżyć. Wyprawa obfitująca w wiele pierwszych razów pozostawiła po sobie garść wspomnień, które zostaną zapamiętane na długo.
.natura rzeczy
Mieliśmy trzy główne cele: Wielka Rafa, szczyt Góry Kościuszki oraz winnice Jacob’s Creek w Barossie. Wszystkie zostały zrealizowane, a oprócz nich o wiele więcej. Ta podróż miała wymiar nie tylko materialny, ale przede wszystkim mentalny. Zdobyliśmy najwyższy szczyt Australii, trzymaliśmy na rękach koale, karmiliśmy kangury, spacerowaliśmy z dzikimi papugami na rękach, nurkowaliśmy na 18 metrach na Wielkiej Rafie, oglądaliśmy najpiękniejsze zachody słońca, przejechaliśmy po lewej stronie ponad 3000 kilometrów mijając lasy, góry, pustynie i wybrzeża, oglądaliśmy wschody słońca u boku kangurów, a jednej nocy zobaczyliśmy przepiękną drogę mleczną. I robiąc te wszystkie rzeczy, na każdym kroku wypatrywaliśmy węży, pająków i aligatorów, które miały przecież w każdej chwili wyskoczyć zza krzaków (nie spotkaliśmy żadnego z nich). Jak mogłabym chcieć czegokolwiek więcej, gdy otrzymałam tak wiele.
Nie było łez, a wyłącznie czyste szczęście i śmiech, wiele niedospanych nocy, kilka mroźnych poranków, jedna zgubiona karta pamięci z aparatu, parę błędów nawigacji i długa, prosta droga przed nami. Na moim Instagramie w dalszym ciągu czeka na Was wyróżniona relacja z tego miejsca (dostępna wyłącznie z poziomu aplikacji w telefonie), nie ma tam co prawda wszystkich ujęć, bo byłoby ich zbyt wiele, ale wybrałam dla Was te, które najlepiej pokażą Wam jak wyglądał nasz czas na antypodach. Tutaj także powstało całkiem sporo materiałów, więc jeżeli macie ochotę na kilka dłuższych relacji, to koniecznie przeczytajcie poprzednie wpisy:
→ Australia Road Trip
→ Szukając kangurów
→ Góra Kościuszki
→ Our Table
→ Wielka Rafa Koralowa
Bardzo chcielibyśmy tam wrócić. Nasza podróż obejmowała Queensland (Cairns), Nową Południową Walię (począwszy od Sydney, kierując się dalej na Południe), Wiktorię oraz Australię Południową (wyłącznie do Adelajdy), a jeszcze co najmniej drugie tyle do odwiedzenia. Marzy mi się powrót do Adelajdy a stamtąd dalej na zachód, kończąc na Terytorium Północnym. Oczywiście wyłącznie w formie podróży 4×4. W końcu esencji tego kontynentu nie znajdowaliśmy w miastach, a w miejscach, po których wcale się tego nie spodziewaliśmy.
“You don’t choose the day you enter the world and you don’t chose the day you leave. It’s what you do in between that makes all the difference.” – Anita Septimusa
Australia to przede wszystkim wspaniali ludzie, pełni życzliwości i chętni do pomocy, którzy na wszystko najchętniej odpowiadaliby no worries. To zapierające dech w piersiach widoki, nieujarzmiona natura pełna dzikiego piękna, to doskonałe fish&chips oraz zjawiskowe wschody i zachody słońca. To tysiące kilometrów dróg przez pustynie, wszędobylskie kangury i leniwe koale, białe plaże i najpiękniejsza rafa. To takie miejsce, do którego chciałabym wrócić za wiele, wiele lat, wypożyczyć kampera i powrócić rok później.
3 komentarze
Grzegorz
27 czerwca, 2018 at 22:14Wspaniałe zdjęcia, zwłaszcza wybrzeża (robione dronem czy … konwencjonalnie, pieszo ? :) ). Zachód słońca sprawił, że pomarańczowy piasek wydaje się jeszcze bardziej pomarańczowy. Nigdy nie byłem w Australii, ale od teraz, właśnie tak będę ją sobie wyobrażał :)
Grzegorz
27 czerwca, 2018 at 22:12Wspaniałe zdjęcia, zwłaszcza wybrzeże (dronem robione czy … zwyczajnie, pieszo ? :) ). Zachód słońca sprawił, że pomarańczowy piasek jest … jeszcze bardziej pomarańczowy ;) Nigdy nie byłem w Australii, ale od teraz właśnie tak będę ją sobie wyobrażał :)
Ola Poems
25 kwietnia, 2018 at 19:27Co za zdjęcia..! :) Australio! Jesteś marzeniem!